środa, 25 kwietnia 2018

15) Historyczne mecze #13: Portugalia - Grecja 0:1, EURO 2004, finał mistrzostw Europy


 

Chcąc oddać hołd brzydkiej piłce – no ok, niech będzie, defensywnej, zorganizowanej taktycznie i „dla koneserów” – najlepszym kierunkiem, obok włoskiego catenaccio, czy „autobusów” stawianych przez Chelsea, będzie przywołanie dokonań Greków z EURO 2004. Do dziś na wspomnienie tego turnieju w głowie pojawia się przecież lekkie: „WTF?!”. Grający turniej życia Katsouranis, nazywany obiegowo kocuranisem, a obok niego Karagounis i Zagorakis, bezbłędny Dellas czy bramkarz Nikopolidis, zapracowali na miano najbardziej zaskakującego zwycięzcy dużego turnieju w całym XXI wieku. A przecież jeszcze w maju, w Szczecinie, dostali na „poprawienie” przedturniejowego morale łomot od Polaków

Portugalia, chcąc odgryźć się w finale za niespodziewaną porażkę z Grekami w meczu otwarcia rozgrywanych u siebie mistrzostw, solidnie wyrżnęła głową w mur. Ofensywne wysiłki spalały na panewce, zaś jeden rzut rożny i główka Charisteasa wystarczyły, by laur trafił do kraju, który dał nam wieki temu igrzyska olimpijskie.

To właśnie 4 lipca 2004 roku na Estadio da Luz Cristiano Ronaldo po raz pierwszy naprawdę gorzko zapłakał ze sportowej złości i rozczarowania, nie wiedząc jeszcze, jak piękną kartę już niedługo zapisze w historii piłki nożnej swoimi kosmicznymi występami i zaciętą rywalizacją z niejakim Leo Messim. Niemal każdy trener personalny – he, he – powinien zaś historią krótko trzymanych przez Otto Rehhagela Greków przekonywać kolejnych dojonych właśnie na kasę klientów, że niemożliwe nie istnieje.

Gol: Charisteas 57'