Pamiętacie, co w Belgii i Holandii wyprawiał odziany w specyficzny kołnierzyk Savo Milosević – król strzelców imprezy razem z Patrickiem Kluivertem? Jeśli Francję 1998 uznać za umowne pokoleniowe wprowadzenie do wielkich turniejów, tak Euro 2000, przynajmniej w moim przypadku, było pierwszą imprezą – i to jaką! – obejrzaną od deski do deski. Naturalnie z przerwami na hasanie po boisku z kolegami lub rozgrywanie własnych spotkań w oficjalnej grze turnieju od EA Sports.
Hiszpania – Jugosławia to kolejny powód, dla którego do
usytuowanych na styku tysiącleci mistrzostw mam chyba największy
sentyment. Abstrahując od tego, jak efektowne były tu niektóre
gole, wystarczy rzut oka na sam przebieg meczu: 1:0, 1:1, 2:1, 2:2,
3:2, 3:3, 3:4.
A na dodatek dwie ostatnie bramki – Alfonso Pereza i
Mendiety – padły już w doliczonym czasie gry. Czego chcieć
więcej?
Gole:
Hiszpania: Alfonso 38', 90', Munitis 51', Mendieta (k) 90'
Jugosławia: Milosević 30', Govaderica 50', Komljenović 75'
Tabela:
1. Hiszpania - 6 p.
2. Jugosławia - 4 p., bramki 7-7
3. Norwegia - 4 p., bramki 1-1
4. Słowenia - 2 p.
* Tekst jest częścią cyklu 30 meczów kultowych dla dzisiejszych trzydziestolatków.